sobota, 27 listopada 2010

Maskujemy sie :)


Witam Was kochani!
Dziś chciałabym Wam trochę opowiedzieć o moich maseczkach. Nie mam ich wiele, ale mając jedna z nich na twarzy poczułam przypływ weny. Do dzieła …

 Od lewej: ziaja pro - maska uspokajająca, oriflame - exfoliating peel – off mask, oriflame - moisturising gel mask, oriflame - purifying clay mask i Queen Helen - Mint Julep mask                                                                      
 
 
Pierwsza z nich to ziaja – maska uspokajająca. Ogromne jak na maskę, bo aż 250 ml opakowanie. Jest to jedyna maska, którą kupiłam po raz drugi. Generalnie nie przepadam za produktami z ziaji, tylko ich toniki (ale co można zepsuć w toniku?) mnie zadowalają. Jednak ta maska jest świetna. Bardzo dobrze nawilża moją buzię, po jej ściągnięciu moja skóra jest jaśniejsza, chłodna – bardzo fajne uczucie i taka miła w dotyku. Poza tym, co istotne, jest bardzo wydajna. Ostatnio służyła mi cały rok, a używałam jej co tydzień lub dwa razy w tygodniu z mamą i czasem także siostrą. Podsumowując, warto spróbować. A … zapomniałabym – cena ok. 30 zł z przesyłką, gdy kupujecie na allegro. Czyli kolejny plus J

Kolejne 3 maseczki kupione zostały przez moja mamę z oriflame.

1 z nich to exfoliating peel – off mask. Cena – ok 20 zł, ale często są promocje. Wydajność – całkiem dobrze. Ja swoją włączyłam do projektu denko, bo nie mogę jej skończyć. Lubię ją średnio. Irytuje mnie ta opcja peel – off. Jest to niby fajny bajer, ale ściaga się średnio i zostają mi tam zawsze jakieś dziwnie wyglądające resztki zaplątane w brwi albo gdzieś na policzku. Faktycznie matowi buzię, może trochę zmniejsza pory, ale nie do końca lubię jej używać.

Kolejna – moisturising gel mask- to chyba najmniej przez mnie lubiana maseczka z tych trzech. Moim zdaniem nie robi nic na mojej buzi, a co więcej, gdy ściągam ją z buzi mam wrażenie, że moja twarz jest jeszcze bardziej wysuszona. No i zapach – wszystkie 3 maja bardzo mocny zapach, co może przeszkadzać, a poza tym kłóci się niejako z hasłem PURE NATURE wypisanym na każdej z nich J

Ostatnia z oriflame – purifying clay mask – to mój faworyt. Zapach niestety równie drażniący jak w pozostałych dwóch, ale moim zdaniem działa świetnie. Matowi moją buzie, wydaje mi się, że zwęża pory, jest to taka zwykła maska, która zasycha na twarzy, ale ściąga buzie jedynie trochę. Zawiera glinkę białą i ekstrakt z łupianu. Generalnie duzy plus.

Ostatnia, bardzo dziwnie wyglądająca, to ostatnio najbardziej chyba popularna maska Mint Julep z Queen Helene. Moja wygląda tak idiotycznie, bo oddałam pół swojej siostrze, a sobie przeniosłam do tego oto pojemniczka. Był to jeden z moich głupszych pomysłów, bo teraz przezywam męki, żeby ja stamtąd wyciągnąć, ale przejdźmy do rzeczy. Działanie jest naprawdę fajne, po jej użyciu, a następnie ww. maski z ziaji lubie dotykać moją buzię, bo jest taka „milusia”, nie wiem jak inaczej mogę to ująć. Kupiłam ja na allegro za ok 30 zł z przesyłka. Nie mogę powiedzieć, żeby był to dla mnie Święty Graal, ale warto spróbować.

To tyle, nie jest tego dużo dla mam nadzieję, że może trochę komuś pomogłam w ewentualnym wyborze.

Xoxo                                                         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za pozostawienie śladu po swojej wizycie na moim blogu. To dla mnie wiele znaczy. Pozdrawiam :*